Dramat zwierząt domowych to książka ważna i potrzebna, którą każdy miłośnik zwierząt powinien przeczytać. Moim zdaniem za mało tak merytorycznych publikacji na naszym rynku. Sama książka trochę szokuje, trochę robi taki nieprzyjemny dreszcz podczas czytania, ale przede wszystkim zmusza do refleksji i innego spojrzenia na tematykę zwierząt domowych. Tytuł ten został objęty patronatem bloga Życie z psem, więc jak najbardziej polecam.
Sam wpis jednak nie będzie bezpośrednio o samej książce, a raczej o tematyce, którą porusza. Czytając tytuł ”Dramat zwierząt domowych” na pewno większość wyobraża sobie te okropne krzywdy, których doznają zwierzaki z rąk prawdziwych zwyrodnialców. Widzimy stereotypowego rolnika zbijającego psa siekierą lub bandę napitych nastolatków znęcających się nad biednym kotkiem.
Jednak nie o tym przede wszystkim jest ta książka. Dramat zwierząt domowych skupia się głównie na małych, nieświadomych działaniach opiekunów, które powodują cierpienie ukochanego pupila. Skupia się również na aspekcie profesjonalistów i organizacji, które nie do końca biorą odpowiedzialność za swoje działania – w dłuższej perspektywie czasu prowadzące do krzywdy zwierząt.
Książkę można nabyć tutaj: Dramat zwierząt domowych
Dramat zwierząt domowych – o Tobie i o mnie
Książka jest o zwykłych ludziach – o mnie i o Tobie. O opiekunach zwierząt, którzy starają się robić dobrze, ale czasem nie wychodzi. W końcu każdemu może zdarzyć się błąd, prawda? Świat jest skomplikowany, więc pomyłki są całkowicie normalne.
Mimo wszystko cierpienie to cierpienie – czy wyrządzone z bestialską premedytacją, czy spowodowane zupełnie niechcący. Książka zmusza do refleksji na temat naszej roli w życiu zwierząt. Niejako poszerza również perspektywę i pokazuje jak niewinne sprawy mogą prowadzić do choroby, a nawet śmierci ukochanego przyjaciela.
Często tak właśnie jest, że staramy się zapewnić psu najlepsze możliwe warunki, ale niestety popełniamy błędy. Jeszcze częściej jest tak, że gdzieś tam w serduszku wiemy, że robimy źle, ale jednak usprawiedliwiamy swoje działania.
W książce na przykład znajdziemy fragment o chorym psiaku, któremu nikt nie potrafił pomóc. Właścicielka dwoiła się i troiła, żeby zapewnić mu najlepszą pomoc. Odwiedzała wielu fachowców i specjalistów, ale nic nie pomagało. Finalnie okazało się, że źródłem problemów była ona sama – stosowała krem androgenowy, a psiak liżąc ją po twarzy również wprowadzał go do swojego organizmu.
Każdy się chyba zgodzi, że nie było to świadome działanie – na pewno opiekunka nie chciała szkody psa. Po prostu nie wiedziała lub nie pomyślała. Ktoś powie bezmyślnie ”ale idiotka!”, ale ilu z nas ma w domu rośliny trujące dla psa, a nawet o tym nie wie? Kto zna na pamieć wszystkie produkty spożywcze, których pies nie może jeść?
Bardzo łatwo zaszkodzić psu lub kotu – nawet nieświadomie lub niechcący. Wiele problemów nawet nie jest spowodowanych naszym działaniem, a raczej zaniechaniem działania. Mnóstwo psów można było uratować, jeśli właściciel nie zignorowałby pierwszych objawów. Szczególnie jest to widoczne podczas skrętu żołądka, który wymaga natychmiastowej operacji.
Kto nigdy nie zignorował małego guzka, apatii, porannych wymiotów lub innych drobnych objawów? Może nie chciało nam się jechać do lekarza, a może uznaliśmy, że to samo przejdzie. Może pomyśleliśmy ”zobaczymy do jutra”. Naturalnie nie chodzi o to, aby teraz każdego uznać za winnego. Chodzi o to, aby spojrzeć na te sprawy z szerszej perspektywy i zwyczajnie bardziej uważać.
Dramat zwierząt domowych – kto jest za to odpowiedzialny?!
Dramat zwierząt domowych objawia się również poprzez działania specjalistów i profesjonalistów. W książce dużo jest o kwestii działalności hodowli i przerasowienia zwierząt. Jest też o rasach brechyli.. no, tymi z płaskim pyskiem.
O problemach takich psiaków mówi się sporo w ostatnich latach, ale jakoś popularność takich ras nie maleje. Kto jest odpowiedzialny? Kto jest winny i kto krzywdzi te zwierzęta? Czy są to zwykli ludzie, którzy bez zastanowienia decydują się na takie psy? Wiele grup mówi, że tak – w końcu jakby nie było chętnych to hodowle by nie prowadziły takiej działalności.
Może jednak winne są same hodowle? Wprowadzają na świat szczeniaki ras, o których z pewnością wiedzą, że mają sporo problemów. Problem jest właśnie w takim braku odpowiedzialności. Czemu hodowca ma sam z siebie zrezygnować, jeśli hodowla po drugiej stronie ulicy nadal ma zamiar działać? Czemu Ty masz zrezygnować z wymarzonego psiaka – przecież na instagramie mnóstwo ludzi ma.
I ponownie – absolutnie nie chodzi o wytykanie palcami kto jest winny. Chodzi o pokazanie pewnego problemu z brakiem odpowiedzialności. Pewne rasy z powodu błędów hodowców (lub ślepego podążania do wyidealizowanego wzoru psa) mają ogromne problemy zdrowotne i wszyscy chyba o tym wiedzą. Wiedzą, ale nie za bardzo chcą coś z tym zrobić. To jest właśnie główny kłopot.
Dramat zwierząt domowych – serio poczytaj
Dramat zwierząt domowych to książka, którą bardzo polecam. Trzymam za nią kciuki, ale obawiam się, że nie zdobędzie dużej popularności. Nie dlatego, że jest zła. Dlatego, że mówi o rzeczach, o których nie chcemy wiedzieć. Ignorancja to wspaniała sprawa. Dzięki niej możemy robić rzeczy łatwe i nie mieć wyrzutów sumienia.
Czy ktoś, kto całe życie karmi swojego psiaka bardzo słabej jakości dietą chce wiedzieć, że to on jest powodem tego nowotworu? Raczej nie sądzę. Czy po nieudanej operacji wolimy wiedzieć ”nic nie dało się zrobić” czy ”przyjechaliby Państwo dzień wcześniej i byłaby szansa”? Wydaje mi się, że to pierwsze.
Tak jest i nie ma co się na to obrażać. Nikt nie lubi wyrzutów sumienia. Jednak nie zwalnia nas to z odpowiedzialności. Książka naprawdę warta jest przeczytania, ale przede wszystkim wyciągnięcia wniosków.
Ostatecznie uważam, że z drugiej strony też trzeba sobie potrafić dużo wybaczyć. Nie ma chyba idealnego opiekuna psa – zawsze można być lepszym. Zawsze można karmić psa lepiej, wychodzić na spacery częściej lub spędzać z psem więcej czasu.
Nie chodzi więc o to, żeby w ogóle nie popełniać błędów, a raczej o to, żeby mieć świadomość pewnych konsekwencji. Są osoby początkujące i jasne jest, że pojawią się jakieś niedopatrzenia. Sami nie karmiliśmy najlepiej Legion przez jej pierwsze miesiące, bo hodowca i weterynarz polecali nam konkretną karmę, która okazała się bardzo słaba. Jednak chcieliśmy dla psa dobrze, więc się czytało i wyrabiało własną opinię, a dietę polepszało. I to jest moim zdaniem dobra droga.
Jednak są również osoby, które karmią syfem, ale na zwrócenie uwagi potrafią od razu sobie swoje działanie usprawiedliwić. ”Ludzie też nie jedzą najlepiej, a żyją”, ”Ta karma mu smakuje!”, albo legendarne ”Je ją tyle lat i nic się nie dzieje”. A potem psiak zachoruje i jest zdziwienie.
Czy jak się psu coś stanie to czy jest ważne czy byliśmy początkujący, nie wiedzieliśmy, nie chcący, nieświadomie, czy świadomie? Na to już trzeba sobie samemu odpowiedzieć.