Nasze życie jest mięsem. Życie psa jest przysmakiem. Wieczorem gotujemy mięso, żeby było gotowe na kolejny dzień treningowy. Rano kroimy mięso w piękne kawałeczki – nie za duże i nie za małe. Dokładnie takie, żeby można było je wygodnie podać psu, ale żeby pieseczek nie musiał się za bardzo męczyć z gryzieniem.
Potem przed każdym spacerkiem pakujemy saszetkę smakołykami i dajemy psu trochę na zachętę jeszcze przed wyjściem. Następnie przez cały spacer pięknie nagradzamy, a po spacerze w mieszkaniu dajemy jeszcze trochę mięska, żeby nie było smutno. Wieczorem gotujemy mięso, żeby było gotowe na kolejny dzień treningowy…
Zapomniałbym – jeszcze w ciągu dnia jak Legion się nudzi to jeszcze robimy trochę ćwiczeń, żeby mogła ”zasłużyć” na kawałek mięska ;) Jak człowiek czasami nie ma ochoty lub postanowi ”zapomnieć” o ćwiczeniach to psisko bardzo chętnie przyjdzie i będzie tak długo szturchało łapą, aż człowiek sobie przypomni i znajdzie jednak tę ochotę.
Kto kogo trenuje ja się pytam?
Wracając do samej nauki chodzenia na smyczy to cały czas idzie nam dobrze. Poranny i popołudniowy spacer zaliczone – Legion dobrze chodzi przy nodze, stara się trzymać, chociaż przy dłuższej trasie widać, że zaczyna się trochę nudzić i coraz częściej spogląda na krzaczki. Wtedy robimy przerwę, żeby mogło sobie psisko powąchać.
O 17 zamiast spacery poszliśmy na trening biegowy. Najpierw na obroży ładnie idziemy przy nodze, a na trasie już przepinamy na szelki i biegamy :)